środa, 9 grudnia 2009

Perspektywa

Piękne popołudnie. Siedząc przy oknie oglądam duże płatki śniegu spadające na ziemię, które zaczynają robić nierówną pokrywę ozdabiającą mój szary jesienny ogród. Na ławce obok pozbawionej wszystkich liści gruszce znalazło się więcej śnieżynek niż w pozostałych partiach tego tajemniczego miejsca. Marzę żeby znaleźć się w tej białej krainie, poczuć miękkość puszystego dywanu, lecz odpycha mnie zimy biały kryształkowy wiaterek, szumiący niecierpliwą nutkę, której teraz nie rozumiem... Ciepło mojego pokoju przywraca mi poczucie bezpieczeństwa.
Moje ciało jest pełne spokoju, oczy odprężają się na widok nadzwyczaj dużych płatków śniegu. Nie chce mi się odchodzić od okna, kiedy słyszę nawołujący mnie głos z kuchni. To moje dziecko wróciło ze szkoły i czeka z niecierpliwością na obiad, który jak zwykle nie będzie jej odpowiadał. Milion pytań i opowieści spadnie na mnie; jeszcze popołudniowe odrabianie lekcji z tym leniuchem, to naprawdę ciężka praca, a zarazem bardzo wesoła, gdy odkrywa się we własnym dziecku duży iloraz inteligencji, każdy jego postęp cieszy, nawet najprostsze spostrzeżenia. Niestety Ola nie widzi tych płatków, które zaraz zginą w dywanie bieli i nie będzie można ich odróżnić od pozostałych.
- Mamo a tata kiedy wróci? Wiesz... Mamo ty mnie słuchasz?!
Dochodzą do mnie jakieś dźwięki, czuję że nogi nie wytrzymują tego ciężaru, widzę tylko tą białą krainę, płatki z niemożliwą siłą spadają na moje ramiona, nie mogę ich unieść; coraz bardziej przyciagają mnie ku ziemi. To jednak nie jest kraina idylliczna...
Budzę się w białej krainie, ale nie ma tu puszystego dywanu ani przyjemnych śnieżek. Ograniczona do białego łóżka i ścian. Z nad mojej głowy dochodzi dźwięk tikającej maszyny. Potwornie boli mnie głowa, najgorsze jest jednak to, że nie mogę ruszyć nogami, a przecież mam podać Oli obiad. "Zaraz się obudzę", "zaraz się obudzę" powtarzam sobie w myślach. Próbuję sobie wszystko przypomnieć; nasłuchuję lekko słyszalny głos zza drzwi który zaczyna do mnie dochodzić.
- Pańska żona jest w ciężkim stanie, robiliśmy wszystko...
tu urywa się rozmowa, a po krótkim czasie znów słychać:
- trzeba cierpliwie czekać i wierzyć...
To na pewno nie o mnie. Zaraz obudzę się z tego strasznego snu...
Strach paraliżuje mnie coraz bardziej, to nie może być prawda. Białe drzwi otwierają się - wchodzi mężczyzna, w którym poznaję własnego męża. Łzy powoli spływają po moich policzkach, teraz nie mam złudzeń, jestem kaleką. Całe życie runęło, zabiło mnie od środka, jestem teraz ciężarem dla tych których kocham. Perspektywa dalszego życia zachwiała się i nie wiem czy kiedykolwiek powróci. W tym przypadku moja śmierć byłaby dla nich mniejszym złem.