sobota, 27 marca 2010

nauka

W przekonaniu że wiruje świat, a ja w nim napotykam się na mnóstwo oszczerstw postanowiłam zmienić chociaż małą jego część... Jak wiele trzeba zrobić żeby wykonać jakąś zmianę? odpowiedź jest prosta, niewiele. Czasem wystarczy uśmiech, pomocna dłoń. Jednak chce tu udowodnić, że warto robić jakieś większe czyny. Mam tu na myśli naukę. Wiele trzeba wysiłku i postanowień, aby dotrzeć do szczytu, żeby nauczyć się wiele...
Jest wiadome, iż człowiek uczy się całe życie... Jednak będąc w podeszłym wieku i stojąc przed lustrem nie powiem sobie "mogłam mieć o wiele więcej", bo gdy teraz się postaram, usiądę nad książką czy napiszę jakąś notatkę to przyczynię się do zmiany.
Zmiana ta jest na gruncie mojego umysłu, któremu dostarczam kolejnej informacji, która poszerzy moją wiedzę a przez to moją wyobraźnię co z kolei prowadzi pewnego rodzaju innowacji... Nowość w moim umyśle będzie wykorzystywana w życiu nie po to żeby kraść czy oszukiwać, wykorzystam ją, sprzedam innym osobą, pomogę im zmienić swój umysł i dostarczyć im korzystnych wiadomości, które pomogą w rozwiązaniu problemu czy nawet w jakieś drobnej sprawie, ale zawsze będę żyła z myślą, że nie uczę się na darmo, bo każda informacja może być przeze mnie sprzedana za wielki sukces...

wtorek, 23 marca 2010

Problem...

Na ścieżce wiosennych przygód napotyka mnie ciągłe upokorzenie. Widać nie tak jak powinnam nadaję się do swojego życia.
Ciągły niepokój ogarnia mój organizm, a natłok wrażeń i problemów utwierdza mnie w swoim złym działaniu. Nie ważne na ile potrafię, nie ważne ile mogę, dla innych robię za mało. Niewiele znaczę dla najbliższych, według nich jestem przedmiotem, sługą... Ci którzy mi towarzyszą oceniają i podliczają ile zrobiłam a ile nie, co było pożyteczne a co nie... Ile się dla nich robi jest porównywane z tym co oni robią dla mnie..
Z wyliczeń zawsze wychodzi że to ja robię najmniej, że jestem najgorsza a co do tego leniwa. Nie jest doceniana moja praca w żadnym najmniejszy aspekcie, nigdzie nie widać mojego wkładu.
Czy warto się w takim układzie starać?
Nie odczuwa się takiej potrzeby, kiedy ktoś najbliższy potrafi tylko ranić i krzywdzić - potrafi tylko dostrzegać swój wkład... Jak więc zacząć żyć lepiej, kiedy w innych oczach zawsze jest źle?
Jeśli staram się bardziej to i tak staram się mniej niż ten drugi... Jak odzyskać sens, kiedy wiem że i tak jest ktoś lepszy...?