wtorek, 23 marca 2010

Problem...

Na ścieżce wiosennych przygód napotyka mnie ciągłe upokorzenie. Widać nie tak jak powinnam nadaję się do swojego życia.
Ciągły niepokój ogarnia mój organizm, a natłok wrażeń i problemów utwierdza mnie w swoim złym działaniu. Nie ważne na ile potrafię, nie ważne ile mogę, dla innych robię za mało. Niewiele znaczę dla najbliższych, według nich jestem przedmiotem, sługą... Ci którzy mi towarzyszą oceniają i podliczają ile zrobiłam a ile nie, co było pożyteczne a co nie... Ile się dla nich robi jest porównywane z tym co oni robią dla mnie..
Z wyliczeń zawsze wychodzi że to ja robię najmniej, że jestem najgorsza a co do tego leniwa. Nie jest doceniana moja praca w żadnym najmniejszy aspekcie, nigdzie nie widać mojego wkładu.
Czy warto się w takim układzie starać?
Nie odczuwa się takiej potrzeby, kiedy ktoś najbliższy potrafi tylko ranić i krzywdzić - potrafi tylko dostrzegać swój wkład... Jak więc zacząć żyć lepiej, kiedy w innych oczach zawsze jest źle?
Jeśli staram się bardziej to i tak staram się mniej niż ten drugi... Jak odzyskać sens, kiedy wiem że i tak jest ktoś lepszy...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz